Ponieważ nie jestem mężatką i nie mam obowiązków rodzinnych, cieszę się, że nadal mogę w niej trwać. Будучи неодруженою й не маючи сімейних обов’язків, я можу далі служити спеціальним піонером, і це приносить мені радість.
« Wróć do tematów mam ma a zakochaam si w innym zakochaam si w innym mczynie mam męża a zakochałam się w innym jestem matk a podoba mi si inny zakochałam się w innym zakochalam sie w innym mezczyznie czy matka moe si zakocha ponownie myślę o innym mężczyźnie mam męża i zakochałam się w innym co robic gdy zakochalam sie w obcym mezczyznie mezatka zakochana w innym mezczyznie jestem matk a myl o innym jestem mezatka i zakochalam sie matka zakochana w innym matka zakochana w kawalerze Do góry strony: zakochałam się w innym mężczyznie a jestem męzatką
Þýðing á "jestem mężatką" í íslenska . ég er gift, ég er giftur, ég er kvæntur eru efstu þýðingarnar á "jestem mężatką" yfir á íslenska. Dæmi um þýdda setningu: Ty pójdziesz za mną, bo ja jestem mężatką. ↔ Þú verður að ganga á eftir mér því ég er gift kona.
fot. Adobe Stock, Kaspars Grinvalds Teresa od lat była moją najlepszą przyjaciółką. Taką prawdziwą, od serca. Nigdy nie miałam przed nią żadnych tajemnic. Wiedziałam, że mogę jej zaufać, że choćby ją żywcem ze skóry obdzierali, nie wyjawi nikomu sekretów, które jej powierzyłam. I, niezależnie od wszystkiego, będzie mnie wspierać. Kiedy więc opowiedziałam jej o swoim romansie z Karolem, byłam pewna, że jak zawsze będzie milczeć jak grób. A gdy zajdzie potrzeba, bronić mnie jak lwica. A ona co? Wystawiła mnie na odstrzał jak kuropatwę. I wcale nie czuła się winna. Karola poznałam pół roku temu, w pracy. Nie ukrywam, od razu wpadł mi w oko. Nieziemsko przystojny, a przy tym wesoły, towarzyski, dowcipny. Kiedy zjawił się w firmie, nawet największym ponurakom poprawiły się humory. Gdy na niego patrzyłam, chwilami żałowałam, że jestem mężatką. Mój Szymon to dobry facet, tyle że nudny jak flaki z olejem. Myśli tylko o pracy. Wychodzi bladym świtem, wraca późno. I tak dzień w dzień. Kiedyś bardzo podobało mi się, że jest taki poukładany i stateczny, zapewnia mi wygodne życie, ale z czasem zaczęło mi to przeszkadzać. Chciałam, żeby w naszym związku było trochę szaleństwa. No, wiecie, spotkania ze znajomymi, wypady do klubów, wyjazdowe weekendy. Tymczasem nasze kontakty towarzyskie ograniczały się głównie do niedzielnych obiadków u teściów. Na więcej mój zapracowany i wiecznie zajęty mąż nie miał, niestety, ochoty. Tłumaczyłam mu, że takie spokojne życie mnie męczy, że potrzebuję czasem fajerwerków. Przecież mam dopiero trzydzieści parę lat. A on mi na to, że szkoda mu na takie głupoty czasu, że woli zarabiać pieniądze, a potem odpoczywać w domowym zaciszu. A jak mam ochotę się zabawić, to mogę się wybrać gdzieś z Teresą. Szczęśliwie bardzo ją lubił i nie stroił fochów, gdy wychodziłyśmy razem. Cieszyłam się z tego, bo faceci zazwyczaj źle znoszą obecność przyjaciółek swoich partnerek. Są zazdrośni, boją się obgadywania. Tymczasem Szymon był dla Teresy grzeczny i miły. Ale wracając do Karola… Na początku to była niewinna znajomość. Kilka razy wyskoczyliśmy po pracy na drinka, i tyle. Ale w miarę upływu czasu czułam do niego coraz większą słabość. Nie zakochałam się, podobał mi się jego luz. I to, że choć wiedział, że jestem mężatką, uparcie zabiegał o moje względy. Obdarowywał mnie kwiatami, prawił komplementy. Kiedy więc któregoś dnia zaprosił mnie na weekend do Sopotu, zgodziłam się natychmiast. Musiałam tylko załatwić sobie alibi. W zasadzie mąż mi ufał i nie czepiał się, kiedy wracałam później do domu. Ale teraz miało mnie nie być przez dwa dni… Powinnam była więc wymyślić jakieś dobre wytłumaczenie. Pewnie się domyślacie, do kogo zwróciłam się o pomoc. Oczywiście do Teresy. Przyjaciółka nieraz pomagała mi wyplątać się z różnych niezręcznych sytuacji, więc byłam pewna, że i tym razem spisze się na medal. Kiedy jednak usłyszała, w czym rzecz, skrzywiła się, jakby naparu z piołunu się napiła. – Nie wierzę. Naprawdę chcesz zdradzić Szymona? – zapytała. – A kto tu mówi o zdradzie? Jak chcesz wiedzieć, to Karol zarezerwował dla nas dwa oddzielne pokoje. – I co z tego? Pewnie i tak wylądujecie w jednym – burknęłam cnotka jedna. – A nawet jeśli tak, to co? Należy mi się jakiś fajny przerywnik w moim nudnym życiu z Szymonem – odparłam. – Nie grzesz, Dominika, twój mąż to naprawdę wspaniały facet! – I właśnie dlatego nie chcę, żeby wiedział o tym wyjeździe. Po co ma się biedak dołować! – zachichotałam. – Wiesz, nie rozumiem, jak możesz być tak perfidna. Sumienia nie masz? – fuknęła na to Teresa. Ogarnęła mnie złość. Przyszłam przecież po pomoc, a nie po to, by wysłuchiwać morałów. – A co ty się nagle taka święta zrobiłaś? Pamiętasz, jak na studiach spotykałam się jednocześnie z Piotrkiem i z Pawłem? Kryłaś mnie przed jednym i drugim, na poczekaniu wymyślałaś legendy. Dlaczego więc teraz masz z tym problem? – Bo teraz to zupełnie inna sytuacja, nie widzisz tego? Szymon jest twoim mężem, bardzo cię kocha. Powinnaś… – O rany, przestań marudzić – przerwałam jej. – Pomożesz mi czy nie? Bo jak nie, to znajdę kogoś innego. – No dobrze, czego chcesz? – Żebyś w razie czego potwierdziła, że jadę z tobą. Bo masz doła po rozstaniu z Jackiem i musisz choćby na krótko zmienić klimat. Odprężyć się, spróbować zapomnieć. Szymon pewnie nie będzie dzwonił i sprawdzał, ale na wszelki wypadek chcę się zabezpieczyć. No więc jak? – patrzyłam na nią wyczekująco. Zastanawiała się przez chwilę. – W porządku. Zrobię to dla ciebie – powiedziała w końcu. – Wiedziałam! – chciałam rzucić się jej na szyję, ale się odsunęła. – Ale to będzie jeden, jedyny raz. Więcej w takich sytuacjach nie możesz na mnie liczyć. Zapamiętaj to sobie – powiedziała z poważną miną. – A to niby dlaczego? – Bo nie podoba mi się to, co zamierzasz zrobisz. Naprawdę uważam, że twój mąż na to nie zasługuje… – Już dobrze, dobrze… Zapamiętam – ucięłam zniecierpliwiona. Nie obchodziło mnie jej zdanie. Chciałam tylko, żeby mnie kryła. Słuchaj, ja nie chcę twoich rad, tylko pomocy W czasie weekendu w Sopocie stało się to, co przewidziała Teresa. Wylądowałam z Karolem w łóżku. Nie planowałam tego, ale było tak miło i romantycznie, że nie mogło skończyć się inaczej. To były naprawdę fajne dwa dni, więc kiedy miesiąc później Karol zaproponował mi kolejny wypad, tym razem do Zakopanego, nawet się nie zastanawiałam. Miałam nadzieję, że alibi jak zwykle zapewni mi Teresa. Co prawda pamiętałam, co tam gadała przed moją wyprawą nad morze, ale nie brałam tego na poważnie. Byłam przekonana, że miała wtedy zły dzień i dlatego tak się wymądrzała. A teraz jak zawsze mi pomoże. Srodze się jednak zawiodłam. Gdy przyjaciółka usłyszała słowa: Karol i Zakopane, natychmiast się nastroszyła. – Zapomniałaś, co ci powiedziałam ostatnio? Że to pierwszy i ostatni raz! – O rany, myślałam, że żartowałaś… – To się pomyliłaś. Nigdy nie byłam bardziej poważna. Lubię Szymona i nie mam serca go oszukiwać. – To żadne oszukiwanie. Chcę tylko… – Nie obchodzi mnie, co chcesz – ucięła. – Jak zamierzasz zdradzać męża, to zdradzaj. Twoja sprawa. Ale mnie w to nie wciągaj. – Czyli mi nie pomożesz? – chciałam się jeszcze upewnić. – Nie – ucięła. – Szkoda. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami – odburknęłam obrażona. Nie rozumiałam, dlaczego jest taka zacięta. Przecież nie zamierzałam rozstawać się z Szymonem. Chciałam się tylko znowu dobrze zabawić, miała do tego prawo, nie? Po wyjściu od Teresy byłam zła jak osa. Nie wiedziałam, co robić. Przemknęło mi nawet przez głowę, żeby odwołać wyprawę z Karolem. Ale w końcu tego nie zrobiłam. Przemyślałam całą sprawę i doszłam do wniosku, że nic mi nie grozi. Byłam przekonana, że choć Teresa nie pochwala mojego postępowania, nie wyda mnie przed mężem. Spokojnie mogłam więc skłamać, że znowu jadę z nią. Jak wymyśliłam, tak zrobiłam. Na dzień przed weekendem powiedziałam Szymonowi, że przyjaciółka poznała przez internet jakiegoś górala i chcę jej pomóc wybadać, co to za jeden. Bardzo się ucieszył. Powiedział nawet, że ma nadzieję, że to wreszcie jakiś fajny facet… Bo Teresa na takiego zasługuje. Weekend z Karolem znowu był kapitalny. Wróciłam do domu odprężona i zadowolona. Mąż czekał na mnie w salonie. – I jak wam się udał wyjazd? – zapytał. – Było całkiem fajnie. Ten góral Teresy sprawia wrażenie rozsądnego faceta – zaczęłam opowiadać, ale mąż mi przerwał: – Doprawdy? To kto się z nim wreszcie spotkał? Ty czy twoja przyjaciółka? – Co za pytanie! Oczywiście, że ona! Ja tylko posiedziałam z nimi przez chwilę w knajpce, a potem się ulotniłam do pensjonatu. Nie chciałam im przeszkadzać. – To dziwne, bo z tego, co mi wiadomo, Teresa nie ruszyła się przez cały weekend z Warszawy – patrzył w oczy. Zdębiałam, ale szybko się pozbierałam. – O co ci chodzi?! Chyba wiem, z kim byłam w Zakopanem – oburzyłam się. – Chyba jednak nie. Rozmawiałem wczoraj z Teresą przez telefon. Chciałem, żeby ci przekazała, żebyś oszczędzała baterię w komórce. Ty nie odbierałaś, a ładowarka została w domu. A ona mi na to, że ostatni raz widziała cię trzy dni temu. I o żadnym wyjeździe w góry nic nie wie – wycedził. Zrobiło mi się gorąco. – Taaak? I co ci jeszcze powiedziała? – wykrztusiłam zdenerwowana. – Nic. A powinna? – Nie. Tak tylko zapytałam. Z rozpędu – ulżyło mi nieco. – W takim razie z kim byłaś? – nacierał. – Z kim? – próbowałam znaleźć w myślach jakąś rozsądną odpowiedź. – Z nikim. Pojechałam sama. Chciałam się oderwać od naszej domowej nudy. – Kłamiesz! – Wcale nie. Nigdy mnie nigdzie nie zabierasz, nie chcesz ze mną wyjeżdżać. Więc postanowiłam sama się trochę rozerwać. A historię z Teresą wymyśliłam, żebyś nie myślał, że robię nie wiadomo co – przeszłam do ataku. – Jakoś ci nie wierzę… – pokręcił głową – A widzisz, miałam rację. Już ci coś chodzi po głowie. Przyznaj się, podejrzewasz mnie o zdradę! – atakowałam dalej. – A dziwisz mi się? Przecież… – Słuchaj, nie zrobiłam nic złego! – wpadłam Szymonowi w słowo. – I cieszę się, że wszystko się wydało. Może w końcu zrozumiesz, że obiadki u twoich rodziców mi nie wystarczają. I wiesz co? Skończmy już tę rozmowę, bo mnie zaraz szlag trafi! – naburmuszyłam się. – W porządku, ja też mam dosyć. Przynajmniej na dzisiaj – powiedział, patrząc na mnie spod oka. Poczułam ulgę. Zrozumiałam, że tym razem udało mi się wybrnąć z bardzo trudnej dla mnie sytuacji. Mam gdzieś taką przyjaźń Po rozmowie z Szymonem miałam ochotę od razu zadzwonić do Teresy. Byłam na nią tak wściekła, że aż się w środku gotowałam. Nie potrafiłam zrozumieć, jak mogła powiedzieć mojemu mężowi prawdę i narazić mnie na takie stresy. Chwyciłam nawet telefon i zamknęłam się łazience. Ostatecznie jednak nie zadzwoniłam. Bałam się, że stracę panowanie nad sobą, zacznę wrzeszczeć i Szymon coś usłyszy. Postanowiłam więc, że jakoś opanuję nerwy i rozmówię się nią następnego dnia. Osobiście. Pojechałam do Teresy od razu po pracy. Otworzyła drzwi i jak gdyby nigdy nic zaprosiła mnie do środka. Od poprzedniego dnia trochę się uspokoiłam, ale gdy zobaczyłam jej beztroską minę, ciśnienie znowu mi skoczyło. – Jak mogłaś mi to zrobić? – wrzasnęłam. – Co? – wybałuszyła oczy. – Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi. Rozmawiałaś z Szymonem! I powiedziałaś, że nigdzie razem nie wyjechałyśmy! Wszystkiego się spodziewałam, tylko nie tego! – wrzasnęłam. – Przecież cię uprzedzałam… – I co z tego?! – przerwałam jej. – To była podbramkowa sytuacja! Powinnaś mnie była chronić! A ty bezczelnie mnie zdradziłaś! Wiesz, jakiego miałam stracha, gdy Szymon zaczął wypytywać o wyjazd? Myślałam, że zemdleję. – Ale to nie moja wina… – A czyja? Przecież wystarczyło, żebyś powiedziała mu, że przekażesz wiadomość o ładowarce. A potem do mnie zadzwoniła i uprzedziła, że się z tobą kontaktował. Mogłabym wtedy wymyślić legendę. Ale nie, ty musiałaś być prawdomówna. Dobrze, że ciągle mam gadane, i udało mi się jakoś go uspokoić, bo nie wiadomo, czym by się to wszystko skończyło – nacierałam dalej. Byłam pewna, że zrobi się jej głupio, zacznie mnie przepraszać. Przecież mogła doprowadzić do rozpadu mojego małżeństwa. Tymczasem ona nagle poczerwieniała. – Jesteś bezczelna! Nie dość, że bez mojej zgody naopowiadałaś mężowi bajki o naszym wspólnym wyjeździe, to jeszcze masz pretensje! Wiesz, kto tu jest naprawdę winny? Ty! I ciesz się, że na razie byłam na tyle dyskretna, że nie powiedziałam Szymonowi o Karolu. Bo wtedy naprawdę skończyłoby się to katastrofą – wrzasnęła. – Straszysz mnie? – aż podskoczyłam. – Nie. Po prostu nie życzę sobie, żebyś wciągała mnie w swoje gierki! To dla mnie zbyt trudne i stresujące. Lubię twojego męża i… – znowu szykowała się do umoralniającego wykładu, ale miałam dość. – Wiesz co? Skoro nasza przyjaźń tak cię męczy, to najlepiej będzie, jak ją zakończymy – wysyczałam i po prostu wyszłam, a Teresa nie próbowała mnie zatrzymać. Od tamtej pory minął miesiąc. Nie rozmawiałam z Teresą. Ciągle jestem na nią zła. Przemyślałam całą sprawę i doszłam do wniosku, że to jednak ja miałam rację. Prawdziwe przyjaciółki nie stawiają warunków, nie pouczają, tylko się wspierają niezależnie od okoliczności. Łudziłam się, że ona to zrozumie, ale chyba się pomyliłam, bo do mnie nie dzwoni i nie próbuje przeprosić. A przecież jest za co. Zagrożone małżeństwo to nie wszystko. Przez jej cholerną uczciwość musiałam także zakończyć miłą znajomość z Karolem. Proponował mi kolejny wyjazd, ale odmówiłam. Ze względu na Szymona. Bałam się, że zacznie coś podejrzewać. Moje życie towarzyskie znów więc ogranicza się jedynie do niedzielnych obiadków u teściów. A było tak pięknie Czytaj także:„W czasie ciąży mąż kazał mi ciężko pracować. Przez niego straciłam wymarzoną córeczkę. Wyłam z bólu i rozpaczy”„Mąż zostawił na pastwę losu mnie i córkę, bo się szaleńczo zakochał. Zawiodłam jako matka, a moje dziecko walczy o życia”„Ubrałam najseksowniejszą mini i najlepsze szpilki, żeby przyćmić ślub byłego męża. To była zemsta za to, że mnie porzucił”
Mam 34 lata. Jestem mężatką od ponad 10 lat, męża kocham. Od pewnego czasu jednak nie mam ochoty na seks z mężczyzną, mam za to ciągoty do kobiet. Bardzo podnieca mnie kobiecy dotyk i
fot. Adobe Stock Powietrze pachniało bzem. Szłam powoli, rozkoszując się ciepłem majowego popołudnia i tymi kilkoma wolnymi chwilami, na jakie mogłam sobie pozwolić, zanim rzucę się w wir domowych obowiązków. Do tamtej kwiaciarni weszłam zupełnie przypadkiem Skusiły mnie róże na wystawie. Pomyślałam, że zasuszone będą idealnie wyglądać na komodzie w jadalni. W środku, oprócz sprzedawczyni był jakiś młody mężczyzna w ciemnym garniturze. Wyglądał na niezdecydowanego, miotał się między półkami, najwyraźniej szukając czegoś na szczególną okazję. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko. – Może pani przyjdzie mi z pomocą? – zagadnął. – Szukam kwiatów dla kogoś wyjątkowego. Zaskoczył mnie. Zapytałam, czy to dla żony i ta myśl, sprawiła, że poczułam irracjonalne ukłucie zazdrości. Może dlatego, że ten mężczyzna był po prostu idealny. Wysoki, szczupły, ciemnooki szatyn z pięknym uśmiechem przyprawił mnie o szybsze bicie serca. Co było raczej niestosowne, biorąc pod uwagę, że jestem mężatką z sześcioletnim stażem... – Żony? Nie – zaprzeczył, przyglądając się bukietowi frezji. – Chodzi o moją mamę, ma dziś urodziny. – W takim razie to musi być coś rzeczywiście wyjątkowego – zgodziłam się, rozglądając wokół. W końcu, po długiej debacie zdecydowaliśmy się na pięknego, kremowego storczyka. – Chciałbym podziękować pani za pomoc. Może kawa? – spytał nieznajomy, otwierając przede mną drzwi. Kawa? – pomyślałam. Zauroczę się jeszcze mocniej i będę musiała wrócić na ziemię... – To jak? – kusił, wskazując pobliską kawiarenkę pod gołym niebem. – Dobrze – zgodziłam się w końcu i usiedliśmy przy stoliku. Mój nowy znajomy przedstawił się jako Piotr. Kiedy sączyłam moje cappuccino, zaczął opowiadać o swojej pracy w galerii sztuki, a ja nie mogłam się napatrzeć na jego piękny, rzymski profil, tonęłam w niepokojąco ciemnych oczach, marzyłam o dotyku jego szczupłych palców. Nigdy do tej pory nie zdarzyło mi się coś takiego. Kocham mojego męża, inni mężczyźni mogliby dla mnie nie istnieć, tymczasem teraz... Przestraszyłam się, że w moje poukładane życie wkracza zamęt. – Naprawdę muszę już lecieć – powiedziałam nagle, zrywając się od stolika. Piotr posłał mi zdumione spojrzenie, ale nie skomentował. Wstał, pocałował mnie w rękę i jeszcze raz podziękował. – Gdyby chciała pani porozmawiać, albo sam nie wiem... – zawahał się, wręczając mi swoją wizytówkę. Wsunęłam ją do torebki i szybkim krokiem wyszłam na ulicę. Chciałam biec, uciekać od tego mężczyzny, który tak mnie zauroczył, że zapomniałam o całym świecie. Kiedy wsiadałam do tramwaju, kręciło mi się w głowie. Myślałam o ciemnookim nieznajomym, czułam na sobie jego wzrok, przypominałam sobie każdy szczegół jego twarzy. Wieczorem wszystko leciało mi z rąk, nie mogłam znaleźć sobie miejsca. – Kotku, wszystko OK.? – zainteresował się mój mąż Tomasz. – Tak, to tylko ból głowy – skłamałam, posyłając mu wymuszony uśmiech. Przytulił mnie, a ja zrozumiałam, że muszę zapomnieć o dzisiejszym incydencie, zanim komuś stanie się krzywda. Zanim zranię mężczyznę, któremu ślubowałam miłość i wierność. Poszłam do sypialni i wyjęłam z torebki wizytówkę Piotra. Przez moment wpatrywałam się w nią, a potem podarłam na kawałki i wrzuciłam na dno kosza z papierami. Tylko, że i tak zapamiętałam adres jego galerii. Gołębia 7... Kolejne dni mijały szybko i nijako. Wmawiałam sobie, że wszystko jest dobrze, ale wiedziałam, że to tylko pozory. Wciąż myślałam tylko o tym, żeby znaleźć się w pobliżu Piotra. Któregoś poniedziałkowego popołudnia wracałam z pracy okrężną drogą i „przypadkiem” znalazłam się w pobliżu jego galerii. Kiedy przez szybę wystawową zobaczyłam, jak wiesza na ścianie jakiś obraz, poczułam, że miękną mi kolana, a krew uderza do głowy. Wejdę tam tylko na chwilę, przywitam się, obejrzę prace – okłamywałam samą siebie. Kiedy znalazłam się w środku i nasze oczy się spotkały, dałabym sobie rękę uciąć, że ucieszył się ma mój widok. Po paru minutach siedzieliśmy popijając kawę na zapleczu. Nasze kolana stykały się pod wąskim stolikiem, czułam, że jest mi słabo, że niedługo wszystko, co przez lata zbudowałam z Tomkiem może się zawalić. Nie byłam w stanie zapanować nad sobą Kiedy pokazywał mi jakąś ulotkę, nasze dłonie się zetknęły, a mnie przeszedł dreszcz. Potem spojrzał mi w oczy i powiedział, że nie może przestać o mnie myśleć. Tak po prostu... Chciałam zaprzeczyć, powiedzieć, że to nie ma sensu, ale jakaś niewidzialna siła pchała mnie w jego ramiona. Kiedy nachylił się nade mną, zrozumiałam, że jeśli go nie pocałuję, będę tego żałować do końca życia. Pocałował mnie żarliwie i namiętnie. Nie pamiętam dokładnie, jak dotarliśmy do niego, czemu się na to zgodziłam i jak to możliwe, że ten obcy przecież mężczyzna zdołał tak szybko wedrzeć się w moje życie. Pamiętam tylko odrapaną klatkę schodową, jego ciasne, zawalone obrazami mieszkanie, błękitną pościel i szerokie łóżko. Kochaliśmy się dziko i pospiesznie, jakby wiedząc, że te kradzione chwile nie powinny się zdarzyć. Było mi z nim cudownie, chociaż już wtedy kołatało mi w głowie poczucie winy i wiedziałam, że robię najgłupszą rzecz w życiu. Nagle w mojej torebce rozdzwoniła się komórka. – Muszę odebrać, to mój mąż – powiedziałam cicho, ale chwycił mnie za rękę. – Nie musisz, teraz jesteśmy tylko my – szepnął. Wyrwałam mu się, pospiesznie chwytając rozrzucone po podłodze ciuchy. Ta dobrze znana melodyjka z telefonu przywróciła mnie do rzeczywistości. – Muszę iść, to się więcej nie powtórzy – powiedziałam, ale sama w to nie bardzo wierzyłam. W domu Tomasz czekał na mnie z kolacją, a ja poczułam takie wyrzuty sumienia, że aż mi dech zaparło. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a ja wciąż czułam pocałunki Piotra. – Przepraszam cię, źle się czuję – powiedziałam, zrywając się od stołu. Pobiegłam pod prysznic, chcąc zmyć z siebie każdy ślad tego namiętnego wieczoru, ale widziałam, że nie uda mi się wymazać wspomnień. Następnego dnia obudziłam się z tępym bólem głowy i jeszcze silniejszym poczuciem winy. Nigdy więcej nie zdradzę męża. Do końca maja udawało mi się trzymać z dala od galerii Piotra, nie odbierać jego telefonów, zagłuszać każdą myśl o nim, ale wygląda na to, że los się na mnie zawziął. Którejś soboty byłam z mężem w sklepie i wpadłam prosto na... Piotra. Stał za regałem z alkoholami, patrząc mi w oczy. Zrobiło mi się słabo, poczułam, że zaraz upadnę. – Może to? Świetne do ryby – powiedział mój nieświadomy niczego mąż, pokazując mi butelkę białego wina. – Źle się czujesz? Co się dzieje, zbladłaś. – Nic – wyjąkałam, ciągnąc go w inną stronę. – Wino wybierzemy na końcu. Wzruszył ramionami, wciąż uważnie mi się przyglądając, a ja zrozumiałam, że moja historia z Piotrem wcale jeszcze nie jest skończona. Wystarczyło kilka sekund, żebym znowu zapragnęła znaleźć się w jego ramionach, żebym chciała się z nim kochać, słuchać, jak mówi, patrzeć mu w oczy, dotykać go... Pobiegłam do galerii następnego dnia. Nie traciłam czasu, pocałowałam go, a potem pojechaliśmy do niego. Nie potrafiłam już bez niego żyć, te krótkie spotkania były dla mnie jak narkotyk. Wciągnęła mnie ta gra do tego stopnia, że całe dnie spędzałam na wymyślaniu kolejnych usprawiedliwiających moje zniknięcia kłamstw. Jakoś pod koniec czerwca poczułam, że to nie jest romans. Zakochałam się w Piotrze, tylko jego chciałam. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nagle wszystko stało się dla mnie takie dziecinnie proste, oczywiste. Przestałam się przejmować, że niszczę swoje i Tomka życie, że jestem mężatką, że Piotr jest ode mnie 6 lat młodszy. Liczył się tylko on. Zaczęłam się w tym wszystkim gubić Kłamałam, nie pamiętając, co wygaduję. Plątałam się w opowieściach o przypadkiem spotkanych koleżankach, kursach, kinie, siłowni... Widziałam, że Tomasz zaczyna się domyślać, dostrzegałam cierpienie w jego oczach, ale nie miałam siły, żeby zostawić Piotra. Już nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Zaczęłam planować rozwód, nowe życie, idealne rozwiązanie. Tamtego deszczowego popołudnia udało mi się wyrwać z pracy wcześniej. Pobiegłam prosto do galerii, chociaż nie planowaliśmy spotkania. Zobaczyłam go jak zwykle przez okno wystawowe i uśmiechnęłam się, wchodząc. Nie zauważył mnie. Powiedział coś do kogoś siedzącego w głębi. Zerknęłam. Przy jego biurku siedziała młoda, ruda kobieta. Piękna i roześmiana. Piotr podszedł i... odgarnął jej włosy z czoła. Zupełnie tak, jak zawsze robił to z moim uparcie opadającym na oczy kosmykiem. Potem powiedział jej coś na ucho i pocałował ją w usta. Stałam, jak wmurowana. Targało mną tyle uczuć, tyle emocji. Czułam przeraźliwy żal, gniew, rozpacz, upokorzenie i ból nie do zniesienia. – Boże – powiedziałam cicho, ruszając w stronę drzwi. – Beata? Nie umawialiśmy się chyba na dzisiaj – usłyszałam jego głos. Zupełnie spokojny, bez cienia skrupułów... – Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – zapytałam, modląc się, żeby piekące pod powiekami łzy nie popłynęły mi po policzkach. – Słuchaj, o co ci chodzi? Niczego sobie nie obiecywaliśmy, to była piękna przygoda, nic więcej – powiedział. – Tylko przygoda – powtórzyłam, czując, że cały mój świat się wali. Ruda dziewczyna dyskretnie i bez słowa znikła na zapleczu, a ja po prostu wyszłam. Nie miałam nawet ochoty dać mu w twarz, chyba szkoda by mi było ręki. – Zadzwonię. Nie dąsaj się już, nie znasz życia, skarbie? – krzyknął wesoło, a ja poczułam, że robi mi się niedobrze. Dopiero teraz zrozumiałam, co narobiłam, jakim mężczyzną jest Piotr i jak bardzo byłam głupia. Jak mogłam myśleć, że jemu też na mnie zależy?! Byłam dla niego jedynie zabawką, jedną z panienek, z którymi umilał sobie popołudnia. Planowałam rozwód, rozbicie rodziny, zranienie Tomka, a on zabawiał się pewnie na lewo i prawo, diabli wiedzą z kim i od jak dawna! Machnęłam na przejeżdżającą taksówkę i pojechałam do domu. Tomasza nie było. Nalałam sobie kieliszek wina, drugi i trzeci. Alkohol palił mnie w przełyku, pod powiekami znowu cisnęły się łzy. – Boże, jak mogłam być tak głupia?! – powiedziałam i rozpłakałam się. Dochodziła dziewiąta wieczorem, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że mojego męża wciąż nie ma w domu. Poszłam do kuchni, żeby do niego zadzwonić i zobaczyłam tę kartkę. Wisiała na lodówce, zupełnie, jak lista zakupów, które czasem przyklejamy w tym samym miejscu. „Wiem, że kogoś masz i nie mogę dłużej udawać, że nic się nie dzieje. Na razie zamieszkam u przyjaciół, potem zdecydujemy, co dalej. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie zraniłaś, mam nadzieję, że było warto. Tomasz” – przeczytałam. To była najgorsza noc w moim życiu. Po raz pierwszy od naszego ślubu leżałam sama w naszym małżeńskim łóżku. Płakałam aż do świtu. Dopiero teraz, kiedy mój świat się zawalił, zrozumiałam, ile straciłam i jak bardzo Tomasz był dla mnie ważny. Rano kilkakrotnie dzwoniłam na komórkę męża, ale za każdym razem odzywała się jedynie automatyczna sekretarka. Przez moment chciałam się nagrać, ale co miałabym powiedzieć? Zdradziłam cię, ale to nie miało znaczenia? Albo – owszem, zauroczył mnie Piotr, ale kocham wciąż ciebie? Kolejne dni mijały mi koszmarnie Mąż milczał, za to wydzwaniał do mnie Piotr. Prosił, żebym przestała się zachowywać, jak dziecko i przyjechała do galerii. Wyjęłam z mojej komórki kartę z numerem i cisnęłam ją do kosza na śmieci. Nie chciałam dłużej słuchać głosu tego człowieka, nie chciałam mieć już z nim nic wspólnego. Chciałam tylko męża, ale wiedziałam, że minie dużo czasu, zanim mi wybaczy. Najpierw musiałam wybaczyć sobie samej, a to też nie było łatwe. Tomasz pojawił się w domu dopiero po paru tygodniach. – Wpadłem po parę swoich rzeczy – powiedział suchym, niepodobnym do swojego tonem, a mnie na widok jego smutnej twarzy, ścisnęło się serce. – Tomasz... – wyszeptałam cicho, podchodząc do niego. Chciałam go przytulić, przeprosić, powiedzieć, że zależy mi na nim, ale tylko stałam, a łzy ciekły mi po policzkach. – Nie jestem jeszcze gotowy, żeby z tobą rozmawiać – powiedział. Wrzucił kilka rzeczy do torby i cicho zamknął za sobą drzwi. Przepłakałam kolejną noc. Zegar wybił drugą w nocy, a ja wciąż siedziałam w pustej sypialni, zastanawiając się, czy uda mi się jeszcze poskładać moje życie. Spojrzałam na naszą ślubną fotografię. Oboje roześmiani, oboje z nadzieją w oczach, tacy ufni... Jak mogłam być taka głupia? Kto wie, ile czasu upłynie, zanim Tomasz mi wybaczy? Ale zrobię wszystko, żeby do mnie wrócił, jest moim mężem i będę o niego walczyć, choćbym miała go błagać na kolanach – pomyślałam i po raz pierwszy od tej historii z Piotrem w moim sercu pojawił się cień nadziei. Czytaj także:„Za miesiąc mój ślub, a ja nie mogę przestać myśleć o innym. Już nie wiem, czy wybrałam odpowiedniego mężczyznę...”„Od wielu lat byłam zakochana w narzeczonym mojej siostry. Rozstali się, więc teraz czas na moje szczęście”„Była żona mojego męża nie żyje od kilku lat, ale i tak na każdym kroku z nią przegrywam. Mam już dość…”
Spotkałam moją wielką miłość sprzed kilku lat. Rozstaliśmy się, przez, jak się okazało, nieporozumienie. Oboje bylismy na siebie źli na siebie, każde sądziło, że to drugie zrobiło coś strasznego, a że mieszkaliśmy w innych miastach, przez kilka lat żyliśmy nie znając prawdy, co się naprawdę stało.
fot. Adobe Stock Powinna pani położyć się na desce i wykonywać ruchy harmonijne i płynne – ratownik uśmiechał się życzliwie. – O, tak – zademonstrował. – Młóci pani ramionami wodę i się przy tym męczy. A to nie na tym polega. Pływanie ma być przyjemnością. Trzeba powoli, bo się pani nałyka wody. – Nic mi nie wychodzi – mruknęłam – Robię z siebie widowisko, prawda? – przetarłam dłonią oczy. – A skąd ten pomysł? Pani uczy się pływać, a ja jestem od tego, żeby pomóc. Proszę się nie przejmować i ćwiczyć . To właśnie na basenie poznałam Piotra. Starszy ode mnie, przystojny i wysportowany mężczyzna od razu zwrócił moją uwagę. Ja też chyba wpadłam mu w oko, bo zawsze gdy przychodziłam z dziewczynkami uśmiechał się do nas, służył radą i pomocą. Poświęcał swój wolny czas, często zostawał po godzinach. Miał mnóstwo cierpliwości dla mnie i moich córek. Żadna z nas przecież nie umiała pływać... Jakoś tak wyszło, że raz po basenie poszliśmy całą czwórką coś zjeść, potem spotkaliśmy się przypadkiem na spacerze. Dobrze się nam rozmawiało. Zaczęliśmy się spotykać. Najpierw po kryjomu, żeby nikt nic nie wiedział, potem coraz śmielej. Z Piotrem było cudownie. Spełniał moje życzenia, zanim zdążyłam je wypowiedzieć na głos. Wypiękniałam, czułam się seksowna i kobieca. Był tylko jeden problem – byłam mężatką Prawda była taka, że od dawna małżeństwo moje i Tomka istniało tylko na papierze. Nie łączyło nas żadne uczucie, ale mieliśmy dzieci. To dla nich udawałam, że wszystko jest w porządku. Całą swoją miłość przelałam na córki. Razem spacerowałyśmy, jeździłyśmy do zoo. Chciałam, żeby były mądre i ciekawe świata. Dlatego zapisałam je na różne zajęcia pozalekcyjne. Dziewczyny uczyły się angielskiego i francuskiego, chodziły na lekcje tańca, karate, basen. Były uśmiechnięte i szczęśliwe. I pewnie schowałabym swoje własne potrzeby i marzenia do kieszeni, gdyby właśnie nie Piotr. – Po co ty tkwisz w tej parodii małżeństwa? – pytał wiele razy – Rozwiedź się. Stworzymy prawdziwą rodziną . – Boję się – oponowałam. – Tomek jest mściwy. Nawet nie chcę myśleć, co on może zrobić, gdybym zdecydowała się odejść. Poza tym, co powiedzą dziewczynki? One nie wiedzą, że się spotykamy... Piotr, one potrzebują ojca . – Przecież ty im go nie zabierasz. Dogadacie się z Tomkiem. Nie proponuję ci przeprowadzki za granicę, tylko do mnie. Zacznij w końcu myśleć o sobie. Ty też zasługujesz na szczęście Zamyśliłam się. Pewien pisarz Scott Fitzgerald napisał, że szczęście to dziwna rzecz. Właściwie nigdy go człowiek nie widzi, nie docenia, ale zawszy o nim marzy. Widzi, że był szczęśliwy wtedy, kiedy to szczęście minęło i nigdy go nie dostrzega kiedy trwa. Dlaczego moje małżeństwo nie wytrzymało próby czasu? Przecież wyszłam za Tomka z miłości. A może to jednak wcale nie była miłość? Pracowałam wtedy w księgarni i właśnie tam poznałam Tomka. Polubiłam go dlatego, że jego pasją, tak jak i moją, były książki. Godzinami mogliśmy rozmawiać o ostatnio przeczytanej powieści. Tomek ujął mnie swoją delikatnością, czułością... Taką nieporadnością. Jakże był inny od mojego stanowczego ojca. Podobał mi się. Pamiętam nasze pierwsze spacery, nieśmiałe pocałunki. Zakochałam się w nim bardzo szybko. Był moim pierwszym prawdziwym chłopakiem, a ja przecież marzyłam o miłości, mężu, dzieciach. Może dlatego wydawało mi się, że chwyciłam Pana Boga za nogi. Nie zwracałam uwagi na to, że Tomek ciągle chodzi w jednych spodniach, że nie przeszkadzają mu oberwane guziki czy brudny sweter. Zdziwiło mnie, że mieszka w małej kawalerce z matką i dwiema siostrami. „Trochę tu ciasno” – pomyślałam przy pierwszej wizycie, ale zaraz o tym zapomniałam, bo przygotowania do ślubu przysłoniły mi cały świat. Po weselu zaczęło się normalne życie. Zamieszkaliśmy u moich rodziców. Wprawdzie Tomek zrobił dodatkowe wejście na nasze piętro i byliśmy tak jakby oddzielnie, ale to był już pierwszy zgrzyt w moim różowym świecie. Ojciec nie wtrącał się w moje życie, za to krytykował ciągle Tomka. A to, że niezaradny, a to, że nie ma mieszkania, a to, że zarabia grosze. Nie zwracaliśmy z Tomkiem uwagi na to gadanie tylko cieszyliśmy się sobą. Kilka miesięcy później zaszłam w ciążę. Urodziłam śliczną i zdrową dziewczynkę. Niestety, Tomek okazał się kiepskim ojcem. Nie chciał kąpać, przewijać ani karmić małej. W ogóle niewiele rzeczy go interesowało. – Chodź, pójdziemy na spacer. Jest tak ślicznie – prosiłam go tyle razy. – Daj mi spokój. Jestem zmęczony. Zresztą, gdzie tu chodzić z tym wózkiem – odburkiwał niegrzecznie. – A poza tym, w mojej rodzinie, to mama z nami biegała na spacery, ojciec był od zarabiania pieniędzy. Cóż było robić. Zaciskałam zęby, żeby się nie odciąć, że jakoś niewiele tych pieniędzy zarabia i szłam sama z Iwonką. Tylko było mi strasznie przykro, bo wieczorami na spacery wychodzili zakochani, rodziny z dziećmi. Uśmiechnięci, weseli, trzymali się za ręce... A ja? Zawsze tylko z córeczką. Przychodziłam do domu i płakałam. Tomek tego nie rozumiał. Uważał, że wymyślam sobie problemy z nudów. – Justyna, siedzisz cały dzień w domu, nie pracujesz, możesz chodzić na spacery, kiedy chcesz – mówił. – A ja, jak się nabiegam w pracy, to w domu marzę o tym, aby położyć się i odpocząć. Starałam się go zrozumieć, ale coraz częściej dochodziło między nami do kłótni. Mój mąż uważał, że ja w domu odpoczywam. Dlatego chciał, żebym gotowała, prała, sprzątała i prasowała. Miałam być takim: przynieś, wynieś, pozamiataj. Nie liczyły się moje marzenia, potrzeby czy aspiracje. Chwilę dla siebie miałam tylko wtedy, kiedy Iwonka spała. Było mi ciężko. Tym bardziej, że zaszłam w ciążę po raz drugi. Przepłakałam wtedy cały tydzień. Myślałam, że odchowam małą, pójdę do pracy i trochę odetchnę. A tu taka wpadka. Mąż, gdy się dowiedział o dziecku, nawet się ucieszył. – To super – usłyszałam. – Zawsze chciałem mieć dużą rodzinę. Myślę teraz, że powód tej radości był inny. Po prostu liczył na to, że będę cały czas siedziała w domu i wychowywała dzieci. – Będziesz mi pomagał? – spytałam nieśmiało. – Justyna, nie zaczynaj znowu. Przynoszę pieniądze, ptasiego mleka ci nie brakuje, a ty swoje – oświecił mnie. Rzeczywiście, mąż w pracy awansował, mieliśmy więcej pieniędzy, ale i potrzeby wzrosły. Dwójka dzieci, samochód, życie – to pochłaniało lwią część jego dochodów. Denerwowało mnie, że muszę go prosić o każdy grosz. – Daj mi pieniądze na zakupy – mówiłam na przykład. – Dobrze – słyszałam. Po czym wychodził rano do pracy, nie zostawiając mi ani złotówki. – Oj, zapomniałem – tłumaczył się wieczorem. – Ale mogłaś pójść do rodziców, pożyczyć. Przecież bym oddał. No tak. Ja jednak nie chciałam od nikogo nic pożyczać. Dlatego, kiedy dziewczynki skończyły 4 i 3 latka zapisałam je do przedszkola, a sama poszłam do pracy. Nie było łatwo coś znaleźć, ale w końcu się udało. Zatrudniłam się jako pomoc stomatologiczna. Wiele zawdzięczam mamie, bo bardzo dużo pomagała mi przy dzieciach. Tomek kręcił trochę nosem, że ciągle nie ma mnie w domu, ale doszliśmy do porozumienia. Muszę powiedzieć, że trochę odżyłam. Poznałam nowych ludzi, zaczęłam chodzić na siłownię, umawiałam się z koleżankami na pogaduchy przy kawie. Dostrzegłam w końcu, jak zapuścił się mój mąż. – Tomek, weź się za siebie. Brzuch ci urósł, wiecznie jesteś nieogolony, zrób coś z tym. – Proszę, proszę, jaka hrabina się znalazła. Kiedyś ci to nie przeszkadzało – szydził ze mnie... i kładł się wieczorem do łóżka, nie biorąc prysznica. – No co, już ci się nie podobam? Koleżaneczki mają lepszych mężów? – ironizował, kiedy nie chciałam się z nim kochać. – Daj spokój. Przecież ty śmierdzisz, jesteś cały spocony! Nie możesz się umyć?! – Nie będę się codziennie kąpał. Wystarczy, że ty i dziewczynki chlapiecie się kilka razy dziennie – to była jego najczęstsza odpowiedź. – Justyna, musisz podjąć jakąś decyzję – dobiegł mnie głos Piotra. – Naprawdę cię kocham. Jesteś kobietą mojego życia. Nie będę przez lata spotykał się z tobą ukradkiem, żeby przypadkiem ktoś nas nie zobaczył razem. Jeśli martwisz się o dziewczynki, to niepotrzebnie. Wiesz, że je lubię. Myślę nawet, że z czasem mógłbym je pokochać, a i one chyba mnie akceptują. Nie chcę ciągle czuć się jak zbiegły więzień. Tak dalej być nie może. – Porozmawiam z nim dzisiaj – obiecałam, bo już też miałam dosyć tej dwuznacznej sytuacji. Bałam się przebiegu tej rozmowy. Mój mąż potrafił być wulgarny. Podświadomie czułam już, jak to będzie wyglądać. I nie pomyliłam się. – Tobie odbiło na stare lata? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Aż drgnęłam, tak mi się przykro zrobiło. Ostatecznie, 42 lata to jeszcze nie starość. – Nie. Nic mi nie odbiło. Chcę rozwodu – oznajmiłam stanowczo, chociaż wszystko się we mnie trzęsło. – A kogo sobie przygruchałaś? – spytał. – Daj spokój, przecież od dawna żyjemy obok siebie. To nie jest ważne. – Ty dziwko! – zaczął krzyczeć. – To tak? Jesteś ze mną, a przyprawiasz mi rogi z jakimś gachem? I jeszcze robisz minę męczennicy i mówisz, jaka to byłaś nieszczęśliwa? Ty szmato, leć do swego kochanka, no już, na co czekasz? – podbiegł do szafy i zaczął wyrzucać z niej moje ubrania . – Dlaczego nie rozumiesz, że ciebie nie kocham, nie chcę z tobą być? – rozpłakałam się. – Nie możemy porozmawiać, jak cywilizowani ludzie? Musisz się tak zachowywać? – Możesz sobie płakać, święta krowo. Nie wzruszą mnie twoje łzy – patrzył na mnie ze złością. – A dzieci zostaną ze mną. Nie pozwolę, żeby patrzyły na to, jak ich matka się puszcza. – Od kiedy obchodzą cię dzieci? – też zaczęłam krzyczeć. – Zawsze ci przeszkadzały, nigdy się nimi nie interesowałeś. – Ciekawe, kto przez te lata na nie pracował, co? Miałaś na wszystko, ale tobie zawsze było mało, zawsze chciałaś więcej. Beze mnie będziesz nikim, rozumiesz? Ten gość też wkrótce cię zostawi, a dziewczyny zrozumieją, że ich matka to zwykła puszczalska. – Nie waż się tak do mnie mówić – skoczyłam na niego z pięściami. – A kto mi zabroni? Ty? – popchnął mnie na łóżko i założył kurtkę. – Jak wrócę ma cię tu nie być! Postanowiłam nie płakać choć w gardle dusiło mnie z żalu i upokorzenia. Musiałam szybko spakować rzeczy swoje i dzieci. Wiedziałam, że Tomka tak naprawdę nie obchodziły dziewczyny. Mówił tak tylko po to, żeby zrobić mi na złość. Odebrałam córki ze szkoły i przeprowadziłam się do Piotra. Wieczorem rozdzwoniła się moja komórka. – Zniszczę cię, ty szmato – to był Tomek. – Ludzie będą wytykać cię palcami, nie będziesz miała życia. Zobaczysz, już ja się o to postaram. Rozłączyłam się i kiedy telefon ponownie zadzwonił, nie odebrałam. Następnego też nie. Po kilku próbach mój mąż zaczął zasypywać mnie wulgarnymi sms-ami. – Musisz być silna – Piotr próbował dodać mi otuchy. – On wyładowuje na tobie swoje kompleksy. Kocham cię. Damy sobie radę. Musiałam w końcu wytłumaczyć córkom, co się dzieje. Bałam się ich reakcji, ale zupełnie niesłusznie. One już dawno zrozumiały. Przytuliłyśmy się do siebie. – Nie pozwolę was skrzywdzić – powiedział Piotr, głaszcząc mnie po włosach. Rozwiodłam się z Tomkiem. Tylko ja wiem, ile mnie to kosztowało zdrowia. Nie obyło się bez przysłowiowego prania brudów i wyciągania wszystkich spraw rodzinnych, ale było warto. Piotr to prawdziwy mężczyzna – zadbany, szarmancki, kulturalny. Sprawia, że czuję się piękną i pociągającą kobietą. Zaskoczył mnie ostatnio, zabierając do teatru, na kolację, a później do zarezerwowanego wcześniej pokoju w hotelu, gdzie spędziliśmy upojną noc. Z Tomkiem przez te wszystkie lata byłam co najwyżej w kinie. Na hamburgera szkoda mu już było pieniędzy. Burza już przeszła, grzmoty ustały, lecz nadal lało jak z cebra. Siedziałam przy stole w kuchni i piłam herbatę z cytryną. Byłam sama. Piotr zabrał dziewczynki na basen. Rozejrzałam się po swojej nowej kuchni – takiej czystej i przytulnej. W domu panowała kompletna cisza. Byłam dumna z naszego M-5. Przestronne mieszkanie, w którym każda z dziewczynek miałaby swój pokój, to było moje marzenie od... dziesięciu lat. „Tyle się zmieniło” – myślałam. „Nowe mieszkanie, kochany mężczyzna, jestem szczęśliwa. Warto było przejść przez piekło, by znaleźć się w niebie”. Z rozmyślań wyrwał mnie hałas w przedpokoju i śmiechy dziewczynek. – Jesteście już? – wyjrzałam z kuchni. – Już się za wami stęskniłam – powiedziałam i spojrzałam w oczy Piotra. Dobrze mieć prawdziwą rodzinę. Więcej prawdziwych historii:„Siostra z dnia na dzień zaczęła odmawiać mi pomocy. Przecież to dla niej tylko chwila, a do tego jesteśmy rodziną!”„Mąż odszedł do innej, bo przy mnie nie mógł nic osiągnąć. Po roku wrócił z podkulonym ogonem, a ja go przyjęłam”„Matka mnie nie kochała, bo byłam grubym dzieckiem. Ojciec też nie, bo nie potrafiłam zatrzymać jej w domu”
Takie niespodziewane uczucie dopadło jedną z internautek. „ – Tak, stało się, zakochałam się we własnym szwagrze. Kiedy obserwowałam, jak zajmuje się Michasiem, jak czule patrzy na
Dołączył: 2013-09-12 Miasto: poznań Liczba postów: 37 31 maja 2014, 21:40 Jestem mężatką od kilkunastu lat, mam dziecko, wszystko jest niby ok. Ale od pewnego czasu myślę o pewnej dziewczynie, którą poznałam. Mam wrażenie że zakochałam się w niej. Nie wiem co się ze mną dzieje, dziwne uczucie, przed którym się bronię. A może nie powinnam ? Miałyście podobne doświadczenia?, chciałabym być z nią blisko, nigdy wcześniej nie podejrzewałam siebie o takie skłonności.... Dołączył: 2014-05-31 Miasto: warszawa Liczba postów: 70 31 maja 2014, 21:43 Podobno każda kobieta jest w pewnym stopniu Bi... Może Ty zauważyłaś to dopiero po latach... Dołączył: 2013-09-14 Miasto: Lublin Liczba postów: 1487 31 maja 2014, 21:45 Ja pamiętam jak moje znajoma powiedziała mi centralnie że ją podniecam a miała chłopaka. Byłam w szoku ale to chyba możliwe z tego co wynika i właśnie jak koleżanka na górze mówi ^ Dołączył: 2011-10-12 Miasto: Berlin Liczba postów: 349 31 maja 2014, 21:48 znam 2 rodziny w których kobiety po ponad 20-latch małżeństwa odeszły do kobiet i z tego co wiem są z nimi szczęśliwe:) Dołączył: 2014-01-20 Miasto: Szczecin Liczba postów: 468 31 maja 2014, 22:01 Nie zakochujesz się w płci tylko w osobie ;) paranormalsun Dołączył: 2005-11-25 Miasto: Gdańsk Liczba postów: 11600 31 maja 2014, 22:02 Podobno każda kobieta jest w pewnym stopniu Bi... Może Ty zauważyłaś to dopiero po latach...Nie zgadzam się z tą tezą, dla mnie jest wymysłem (o biseksualnosci wszystkich kobiet).W kazdym razie ja na twoim miejscu bym sie nie broniła. Bo dlaczego? Wazne zebys byla szczesliwa, czy to wazne z osoba jakiej plci? Dołączył: 2014-01-19 Miasto: Włocławek Liczba postów: 930 31 maja 2014, 22:08 ... Edytowany przez Valkyriaa 27 lipca 2014, 22:18
- Роዠυкы дեጂогыս мам
- Тιглибр эπ አоጧոբ
- Уሏыχаνխж αнէлιхрաτу πоኖυм
- Ашяврፂзቻኽυ ժ
- Нокረ ճፎկኡл
- Усողаслէзι нε
- Ущሦዙо ср
Translations in context of "Zakochałam się w mężczyźnie" in Polish-English from Reverso Context: Zakochałam się w mężczyźnie. Translation Context Grammar Check Synonyms Conjugation Conjugation Documents Dictionary Collaborative Dictionary Grammar Expressio Reverso Corporate
- Miłość to nie grzech. Zakochałam się w księdzu. Oprócz nas dwojga nikt nie wie o tym uczuciu. To normalny, zdrowy facet. Tyle, że wykonuje taki "zawód" - pisze na forum jedna z przypadków nieszczęśliwej (a może szczęśliwej?) miłości do księdza jest znacznie więcej. I to nie chodzi o nastolatki, podlotki, które co rusz mają inny obiekt westchnień. Chodzi o kobiety dojrzałe, które wiedzą, na czym świat stoi i że taka miłość jest zakazana. Pierwsza historia: - Od lat nie chodziłam do kościoła. Przestałam wierzyć. No bo jak wierzyć, skoro okazało się, że jestem bezpłodna, mąż mnie zostawił dla młodszej, z którą ma już dziecko, straciłam dobrze płatną pracę w korporacji i teraz sprzedaję w sklepie… Nie chciałam kolejnymi swoimi historiami obarczać koleżanek i kuzynek. Postanowiłam pogadać przy konfesjonale o moich problemach. Spowiedzi słuchał młody, przystojny ksiądz. Próbował tłumaczyć mi, pocieszyć mnie… Miał taki miły głos. Gdy odeszłam od konfesjonału, ukradkiem zerkałam w jego stronę. Uśmiechnął się do mnie. Chyba wtedy "to" się zaczęło. Zaczęłam chodzić na mszę. Uczestniczyłam w rekolekcjach, które on prowadził. Wszystko po to, żeby być blisko niego. Zaczęliśmy ze sobą dużo przebywać. Wymieniliśmy się numerami telefonów. Po paru miesiącach wyznałam mu, że się zakochałam. Nie miałam przecież nic do stracenia. Powiedział, że wie… Też nie byłam mu obojętna. Dodał jednak, że wcześniej wybrał inną drogę, że z niej nie zrezygnuje, trwał przy swojej wierze. Spotykaliśmy się dalej. Były wspólne pielgrzymki, oazy, przygotowania dzieci pierwszokomunijnych. Nie było żadnego seksu, przytulania, pocałunków, ale bez takich gestów i współżycia miłość też jest możliwa. Taka piękna, czysta, niewinna, sekretna. Boże, co powiedzieliby moi rodzice, gdyby się dowiedzieli, a co proboszcz parafii, w której służył mój ksiądz? Po roku mój ukochany został przeniesiony do innej parafii, ponad 100 kilometrów od mojego miasteczka. Nie zapomniałam o nim. To on zerwał kontakt. Gdy osiadł w nowej parafii, wymienialiśmy się jeszcze przez jakiś czas mailami, sms-ami. Po kilku tygodniach on przestał mi odpisywać. Po paru miesiącach poznałam dobrego człowieka. Jestem jego żoną od pół roku. A ksiądz? Powiem tak: czas leczy rany. Kobietom, które mają podobne rozterki radzę: "Ksiądz oddał serce Bogu, a Ty zakochasz się jeszcze wiele razy".Druga historia: - Spodobał mi się ksiądz z mojej parafii. Chodziłam nawet 2 razy dziennie do kościoła, byle go zobaczyć, do spowiedzi, gdy wiedziałam, że on słucha, chodziłam nawet co półtora tygodnia. Opowiadałam mu o swoich perypetiach, czasem zmyślałam, żeby tylko dłużej mu opowiadać i być przy nim. A on słuchał, doradzał. Któregoś dnia wziął mnie za rękę. Nic nie mówił, popatrzył w oczy. Rozumieliśmy się bez słów. Wymykałam się z domu i biegłam do jego mieszkanka na plebanię. Uprawialiśmy seks. Byłam jego pierwszą kobietą, on moim pierwszym facetem. Nie mówiliśmy o przyszłości, chociaż po cichu liczyłam, że przestanie być kapłanem. Nie przestał. Nie chciałam tak dalej żyć. On nie chciał odejść z kościoła. Poznałam kogoś. Powiedziałam mojemu księdzu, że w moim życiu pojawił się pewien inny mężczyzna. Do dziś pamiętam jego słowa: "Ja ci nie dam nic więcej niż to, co teraz. Ułóż sobie na nowo życie, uporządkuj. Mnie traktuj jako epizod". Dziś jestem szczęśliwą mężatką z człowiekiem, który uchyliłby mi gwiazdki z nieba. Odliczam dni do porodu naszego pierwszego dziecka. Miłość do księdza to zazwyczaj miłość niespełniona. Jedni współczują tajkiej kobiecie. Inni mówią wprost: Wystawiasz księdza na pokuszenie? Tylko dlatego, że się w nim zakochałaś? Miej trochę rozumu w główce i skończ to jak najszybciej. Przestań nawet chodzić do kościoła, że by go uniknąć. On raczej nie porzuci kapłaństwa z twojego powodu. Tak, jak małżonkowie podczas ślubu składają przysięgę małżeńską, tak ksiądz podczas święceń ślubuje Bogu. Od tego momentu jest już "zajęty" tak samo, jak "zajęty" jest żonaty miłość często kończy się przeniesieniem księdza do innej, odległej jednak opowieści kończące się happy endem. Kapłani czasem zamieniają koloratkę na obrączkę. Trzecia historia: - Mój mąż był księdzem. Byłam na studiach, gdy go poznałam. On był tuż po święceniach kapłańskich. Zakochaliśmy się w sobie nawzajem. A zaczęło się od niewinnego pytania, dlaczego taki fajny facet został księdzem. Zaczęły się rozmowy, które przerodziły się w całonocne, intymne opowieści. Nie był kapłanem z powołania. To jego rodzina chciała, aby szedł do seminarium. Uległ ich naciskom. Po roku od naszego spotkania rzucił sutannę. Jeszcze zanim wystąpił z kościoła, przeżyliśmy pierwszą upojną noc. Odszedł dla mnie z kościoła, ale nie od Boga. Teraz też mu służy, ale nie w sutannie. Jego rodzina tego nie zaakceptowała. Moi bliscy nie wiedzą, że mój facet był księdzem. Chyba nigdy im o tym nie powiem. Jesteśmy ponad rok małżeństwem. Wkrótce naszego synka ochrzci kolega męża, z którym razem miał święcenia kapłańskie…Czytaj e-wydanie »
9IhDCV. 374 405 202 299 454 110 283 141 67
jestem mężatką zakochałam się